piątek, 9 grudnia 2011

PRZYPRAW ŚWIĘTA REKLAMĄ


Gdy w połowie listopada wchodzimy do sklepu i widzimy pięknie ubrane choinki to znak, że święta coraz bliżej. Czyli tak właściwie kiedy? Czyżby wszystko zaczynało się w listopadzie?


Rzeczywiście, w listopadzie robimy zapasy papieru toaletowego i mydła, bo w święta przez łazienkę przewinie się tabun gości. Pasowałoby umyć też okna, podłogi i co tam jeszcze mamy w domu. Wypadałoby też zacząć oglądać się za prezentami. Oczywiście kalendarz na nas nie czeka i już po chwili, dobrze, dwóch chwilach, zrywamy kartkę „8 grudnia”. Mikołaj jeszcze ma kaca, ale na szczęście dość szybko dochodzi do siebie. Wtedy my wsuwamy na nogi wygodne trzewiki i oczywiście znowu biegniemy do sklepu, tym razem po mąkę, kapustę, grzyby … a co tam! Śledzie też kupimy. Skoro są. W końcu niektórzy pamiętają jeszcze o tradycjach.



Jedni pamiętają, drudzy niestety nie. Niezbadane są wyroki … Dzisiaj wygląda na to, że kryzys dotknął nawet dostawców Coca-coli. Nie czuję się komfortowo głosząc złą nowinę, ale apeluję do wszystkich: Róbcie zapasy tego cudownego, amerykańskiego napoju z bąbelkami! W tym roku bowiem widziano tylko cztery czerwone tiry. Resztę prawdopodobnie ktoś uprowadził. Choć mamy różne inne środki transportu żaden nie dostarczy potrzebnych ilości szklanych butelek ciemnego eliksiru. Fakt, w nowej reklamie jedzie wszystko: rowery, deskorolka, nawet fortepian. Mężczyzna na krzesełku biurowym również gna na złamanie karku. Samochody Coca-coli wprawdzie też wyjechały, ale nie zapowiada się żeby dotarły do nas przed Wigilią 2011, chyba, że specjaliści ds. promocji zniosą nową i przywrócą starą, poczciwą reklamę swojego produktu. Natasha Bedingfield i jej piosenka, choć nic do nich nie mam, to z całym szacunkiem, ale zamiast zachwycać, dolały oliwy do ognia, zabierając cały urok najpopularniejszemu zwiastunowi świąt. Ogłaszam tym samym Ruch Oburzonych Przed Telewizorami za rozpoczęty.


 
Miejmy nadzieję, że dzieci nie zdążą się zorientować, że na wigilijnym stole nie ma Coca-coli… chyba jednak jestem zbyt naiwna. Przecież te, nie mierzące więcej niż metr dwadzieścia, potworki są piekielnie spostrzegawcze. Przypomnijmy sobie, kto z nas, w dzieciństwie nie szukał prezentów przed świętami… Pozostaje nam zaufać kreatywności rodziców i skuteczności zlecanych przez nich, ku zajęciu umysłu pociechy, obowiązków. Jeśli jednak, wszystko będzie już błyszczeć, zawsze można kazać dziecku biegać po schodach z filiżanką kawy w dłoni, ewentualnie ze słoikami. Może natknie się na, zmęczonego całorocznym lenistwem, świętego Mikołaja i chwilę się pozachwyca.




Udało się! Dzieciak zobaczył Mikołaja i renifery, więc mamy chwilę dla siebie, podobnie jak legenda w czerwonym wdzianku, która w drodze do domu wpada na moment do supermarketu po tabletki na ból głowy. Zanim jednak dociera do kasy, wykorzystując metodę zaskoczenia, kradnie niepostrzeżenie kilka prezentów. Wszędzie ten kryzys…



Skoro znowu jesteśmy w sklepie powiem, że, na nasze szczęście, przyprawy nie nadwyrężą naszej sakiewki. Możemy kupić sól i pieprz, żeby śledź nie był mdły oraz cynamon, żeby nadać wyjątkowy smak pierniczkom. Oczywiście na sklepowej półce znajdziemy też goździki. Przecież pomarańcze, na które wydamy krocie trzeba czymś ozdobić. Pamiętajcie jednak, żeby nie robić tego na kanapie, bo później taki goździk wbije się komuś w tyłek i radosna, rodzinna atmosfera pęknie niczym nadmuchana przez maklerów giełdowych bańka spekulacyjna.


Czasy się zmieniają. Teraz nikt już nie nuci „Coraz bliżej święta”, McCallisterowie nie zapominają w Wigilię o Kevinie i zabierają go ze sobą, a wszyscy dookoła mówią, że jest perfekcyjnie, mimo, że na choinkach wiszą tylko światełka (nieszczęsny kryzys) i za oknem zamiast zimy mamy wiosnę.  Jeśli jednak w sklepie zabraknie śledzi, Mikołaj nadal będzie „chorować”, tiry z Coca-colą się nie odnajdą, dzieciom znudzi się bieganie po schodach, a goście będą narzekać na „kłujące” kanapy. Nie musimy się od razu załamywać, przecież ktoś już chyba opracował metodę wybaczania krzywd.  W razie gdyby jednak nic nie dało się już naprawić, zawsze możemy wstać podnieść lampkę szampana (ewentualnie wina) i wypić za zdrowie świętego od prezentów, a później odważnie zaśpiewać „Cicha noc, święta noc…”. Może w końcu wszyscy zamilkną i będzie można przywrócić świętom, siłą swojej wyobraźni, choć odrobinę tradycyjnej magii.


W każdym razie, póki nie znudziła się nam jeszcze świąteczna atmosfera, pragnę życzyć wszystkim spokojnego i radosnego choinkowania.

Patrycja Łuszczyk

  




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz