sobota, 18 lutego 2012

Wykaz filmów zakazanych – cz.V „Tajemnica Brokeback Mountain” (2005)


Chociaż porównań do Tristana i Izoldy, czy Romea i Julii nie zabrakło, przez niektórych, wartość artystyczna Tajemnicy Brokeback Mountain, jest umniejszana. A wszystko to, przez temat, który film porusza.


To historia dwóch mężczyzn – Jacka Twista i Ennisa Del Mara. Obaj zatrudniają się do pilnowania owiec w górach Brokeback Mountain. Obaj nie umiejąc oprzeć się uczuciu zakochują się w sobie. Odosobnieni, zdani tylko na siebie, przeżywają szczęśliwe chwile, gdzieś na wyżynach. Praca sezonowa jednak szybko kończy się, zmuszeni są wrócić do swoich środowisk. Żenią się, płodzą dzieci, pracują. Kilkudniowe, wspólne wyjazdy w góry, dwa, czasami trzy razy w roku, pozwalają im zasmakować szczęścia, którego bardzo pragną, a którego boją się dotknąć na stałe.
Ot, krótka historia, którą zawiera w sobie film. Brak zaskakujących zwrotów akcji czy zagmatwanej fabuły. A jednak pozory mylą. Ta opowiastka otrzymała aż 3 Oscary, 2 Złote Maski, 4 Złote Globy i Złotego Lwa na festiwalu w Wenecji. Pocałunek Jacka i Ennisa został uznany za najlepszy pocałunek przez MTV Movie Awards. 


Tajemnica Brokeback Mountain zasłynęła nie tylko z nagród. Największy szum wokół produkcji wywołała tematyka. Nikt wcześniej nie kręcił filmów opowiadających o miłości gejowskiej. W dodatku miłości trwającej lata, stałej. Angel Lee przełamał tabu. W czasach gdy homoseksualiści domagają się swoich praw, nic nie powinno dziwić. W tym wypadku, kwestia odmienności seksualnej została przeniesiona na nowy, nienaruszony grunt  - do kin. To nie mogło pozostać bez odzewu.
Widzom Chin, Malezji czy amerykańskiego stanu Utah nie dane było obejrzeć produkcji. O dystrybucję filmu w krajach muzułmańskich nie zabiegali nawet jego twórcy. Amerykańscy katolicy wystosowali petycję do Akademii Filmowej, w której zabiegali o odebranie Tajemnicy zdobytych Oscarów (podpisów było ponad 60 tys.). Środowiska konserwatywne oskarżały film o głoszenie zgnilizny moralnej. Do dziś produkcja wywołuje wiele negatywnych emocji.
Cała ta otoczka medialna, niewątpliwie wzmożyła zainteresowanie filmem. Każdy chciał obejrzeć ten jedyny w swoim rodzaju romans.


Monika Lorek


wtorek, 14 lutego 2012

KAŻDY MA SWOJĄ OKAZJĘ

       Oto nastał dzień, który po raz kolejny rozgrzał moją ścianę na portalu społecznościowym. 14 lutego popularnie zwany Walentynkami, jak się okazuje, nie jest wyłącznie świętem zakochanych. Tysiące oczekujących memów czyha na znudzonych zajęciami studentów, zmęczonych pracą urzędników i całą rzeszę internautów, którzy z nieodpartą ochotą nieświadomego spamowania zasypią swoich znajomych górą mniej lub bardziej ciekawych informacji. Przy okazji tego „magicznego” dnia dowiedziałam się, że czterdzieści procent moich znajomych jest przeciwko Walentynkom, trzydzieści procent ma to głęboko w poważaniu, a kolejnych dwadzieścia rozpisuje się na temat swojej ogromnej miłości i wszędzie gdzie się da wstawia serduszka i buziaki z tej okazji. Pięć procent życzy szczęścia i miłości wszystkim dookoła i zastanawia mnie jedynie co się stało z resztą, która tego dnia zazwyczaj milczy. Śmiem podejrzewać, że tylko Oni naprawdę świętują tego dnia, nie bacząc na resztę świata. Dajmy jednak spokój zakochanym, niech tam sobie świętują co mają świętować. Ja tymczasem zaczynam pakować walizki, bo zarezerwowałam już rejs na bezludną wyspę. Już śpieszę z wyjaśnieniem dlaczego. Rozpętała się bowiem, moi drodzy, trzecia wojna światowa i zaczynam się obawiać, że będę jej ofiarą. Ci, którzy szczerze nienawidzą walentynek protestują, a zapatrzeni w jedyne święto zakochanych nie pozostawiają na pierwszych suchej nitki.

I to tylko jeden z przykładów. Niech Wam będzie, nie będę tutaj siać paniki, ale żeby nie było, że nie ostrzegałam.  Powiedzmy, że troszeczkę zmienię temat. Wielu uważa portale społecznościowe za swoje pamiętniki, albo co gorsza dzienniki. Nie, jestem znowu taką egoistką, ale, za przeproszeniem, co mnie obchodzi, że moja znajoma właśnie wróciła z zakupów, podczas których znalazła piękny kalafior i zaraz zrobi zupę warzywną, którą, no cóż niestety, zje sama.  Albo znajomy, który żali się wszem i wobec, że miał ciężki dzień w pracy… nie on jeden. I oto dochodzimy znowu do ekscytującego czternastego lutego. Kiedy kilka osób oświadczy wszem i wobec, że:


może być śmiesznie, ale jeśli cała masa udostępnia link do tego samego memu, może się to zrobić irytujące.  Tak, tak, wiem, że wielu jest tym rozbawionych i czuje potrzebę podzielenia się tym ze wszystkimi. Zarówno przyjaciółką lub przyjacielem jak i koleżanką ze szkolnej ławki, znajomym z poprzedniej pracy oraz dzieckiem sąsiadki. Ach ta mentalność… ale muszę się przyznać, że mnie też ogarnęła salwa śmiechu i poczułam tą moc, która pokierowała moimi palcami na ikonę udostępnij. Oto winowajca:

Nie ukrywam, że zdaję sobie sprwę z tego, iż każda rzecz budzi inne emocje i uczucia u różnych ludzi. Jedni podchodzą do czegoś bardzo żywiołowo (patrz wyżej) inni dość neutralnie:

Jednak nikt poza Królem Julianem nie próbuje załagodzić sporu. Oczywiście robi On to na swój sposób, ale skuteczności można mu pozazdrościć.

Król Julian nie myli się również tym razem. Człowieki bywają durne. Nikt nikomu ust na siłę nie zamyka, każdy ma prawo do swoich opinii, ale nie rozumiem, dlaczego psujemy sobie nawzajem wyjątkowość tego dnia. 

Rację przyznam tym, którzy celebrują swoją miłość każdego dnia .Po co się szarpać, jak kochać to bez przerwy. Nikt nikumu nie będzie przecież żałował.

Niezależnie od tego ile osób świętuje Walentynki, ile Dzień Murarza, Światowy Dzień Padaczki, imieniny Cyryla albo Metodego, czy wreszcie Dzień Króla Juliana, każdy ma w sobie jakąś cząstkę miłości
i czasem chciałby się nią podzielić. Często dzień taki jak 14 lutego jest świetną okazją, żeby powiedzieć komuś coś pozytywnego, zrobić w czyimś kierunku miły gest, a może nawet wyznać miłość. W każdym razie


Dodam tylko, że dzień moich urodzin jest Dniem Całowania Dziewczyn. I w związku z powyższym w tym roku zrobię mały psikus moim znajomym. Nie będę egoistką. Dniem Całowania Dziewczyn się podzielę, a urodziny będę świętować tydzień wcześniej. W końcu ileż można czekać na prezenty!

Patrycja Łuszczyk

środa, 1 lutego 2012

Cudowna moc soulu

Kolejną kobietą, która swoją muzyką sprawia, że po plecach przebiegają mi ciarki, jest brytyjski fenomen ostatnich lat: Adele Laurie Blue Atkins. Jej debiutancki album „19” sprowadził na nią ogromne zainteresowanie mediów i przypuszczenia, że nie raz jeszcze o niej usłyszymy. Gdy w zeszłym roku wydała album „21” udowodniła, że na naszych oczach rodzi się wielka gwiazda.

Jeżeli chodzi o tytuł, to mamy tutaj sprytne zagranie: wcześniej „19” w 2008 roku (bo tyle miała lat Adele, gdy nagrywała ten album), a teraz „21” w 2011. Jednak każdy, kto liczyć potrafi, zorientuje się, że skoro drugie wydawnictwo zostało wypuszczone na rynek 3 lata później, to liczba w tytule albumu powinna być powiększona o 3, ale to tylko taka drobna uwaga co by za słodko nie było. Natomiast, jeżeli chodzi o warstwę tekstową czy wokalną nie mam żadnych zastrzeżeń. W sumie to mało powiedziane: ta płyta wzbudza we mnie zachwyt, wręcz uwielbienie.

Rzadko zdarza się by jakaś płyta w całości podobała komukolwiek. Ta płyta porusza od pierwszego do ostatniego dźwięku:  nie tylko przepełnione żalem „Rolling in the Deep” czy smutkiem po rozstaniu „Someone Like You” (teledysk do tej piosenki kręcony był w Paryżu – Mieście Miłości). Adele zadziwia dojrzałością tekstów, a jej głęboki soulowy głos wręcz uzależnia. Od emocji aż kipi „Take It All”, wspaniała ballada o rozstaniu, chęci zatrzymania partnera u swego boku i trudności w pozwoleniu mu odejść. Kolejna, „One And Only” mówi o zakochaniu, wątpliwościach i niepewności co do uczuć drugiej osoby. Nastrojowy jest bardzo cover The Cure „Lovesong”, który może spowodować, że piosenka przeżyje swoją drugą młodość. Płyta z edycji limitowanej zawiera dodatkowo dwie niezwykle intymne ballady „If It Hadn`t Been for Love” oraz „Hiding My Heart”.

Gdy słucham utworów z tej płyty, zanurzam się w moją własną, cudownie melancholijną otchłań, z której aż nie chce się wychodzić. Z drugiej strony nie jest to płyta składająca się wyłącznie z wolnych, wyciskających łzy piosenek, lecz także tych żywszych i zapadających w pamięć („I`ll Be Waiting” czy „Rumour Has It”). Prawdziwy klejnot wśród wydawnictw 2011 roku.


Łajza

niedziela, 22 stycznia 2012

Przepis na życie

„Przepis na życie” to TVN- owski serial, który stał się hitem. Główną bohaterką jest Anka (Magdalena Kumorek), której mężem jest Andrzej (Piotr Adamczyk).  Pewnego dnia poukładane życie kobiety zawaliło się. Mąż odszedł do Beaty (Maja Ostaszewska), a szef zwolnił ją z pracy. Anka postanawia zmienić swoje życie i podejmie pracę w restauracji, gdzie wykorzysta swój kulinarny talent, jakim jest gotowanie.

Oto najprostsze przepisy pochodzące z serialu. Naleśniki z pomarańczą
Lista zakupów: 1,5 szklanki mąki, szklanka wody, ¾ szklanki mleka, 2 jajka, szczypta soli, cukier, 3 łyżki oleju, 5 dag masła, łyżka likieru pomarańczowego, 2 pomarańcze
Do roboty: Zetrzeć skórkę z jednej pomarańczy, wycisnąć sok z obu, odstawić. Przygotować ciasto na naleśniki (wymieszać mąkę, wodę, mleko, jajka, sól i łyżkę cukru), dodać sok z 1 pomarańczy, likier i olej, odstawić na 2 godziny. Smażyć cienkie naleśniki na maśle. Miękkie masło wyrobi ć z resztką soku pomarańczowego, cukrem i skórką pomarańczową, smarować każdy naleśnik, składać w trójkąt, podsmażyć.
 
Zupa- krem z marchewki z imbirem
Lista zakupów: 1 kg marchewki, 1-2 ząbki czosnku, 1-2 cebule, 1 kostka rosołowa, 1 łyżka oleju, 1 łyżka masła, 1 gałka muszkatołowa, 1 korzeń imbiru, 200 ml śmietany, szczypta kurkumy, garść prażonych pestek dyni, świeża kolendra
Do roboty:  Pokrojoną cebulę zeszklić w garnku na oleju i maśle. Dodać pokrojoną w plastry marchewkę, dolać wody tak, by przykryła warzywa. Wrzucić kostkę rosołową. Kiedy warzywa się rozgotują, zmiksować blenderem. Ewentualnie dolać wody, aby rozrzedzić zupę. Dolać śmietanę. Doprawić zupę przyprawami i startym imbirem. Posypać świeżą kolendrą i pestkami dyni.

Smacznego, Karolina Marciniak

piątek, 13 stycznia 2012

Manifest !!!

Towarzysze kinowej niedoli,
wiemy co was w sercu boli.

W kinie Ci sami aktorzy górują,
psychikę nam ostro rujnują.

Że baby są jakieś inne wmówić nam próbują,
Nieprawdziwy świat kreują.

Testosteron, Lejdis i inne dyrdymały,
zaprzątać nam głowę próbują czas cały.

Kino powinno być różnorodne,
Wszak przecież Polki są tego godne.

Nowi aktorzy, nowe tematy,
Weź się filmowcu, to nie będą straty.

Widzowie się szybko nudzą,
Siedzenie popcornem ciągle brudzą.

Rodaku, Polaku, zrób z tym coś,
Nakręć swój film, bądź niezły gość.

Grupa stopklatki :)
manifest przygotowany na zajęciach Wiedzy o filmie

środa, 11 stycznia 2012

Szczególna liczba, szczególny album

Wbrew pozorom jestem ogromną fanką jej talentu i dzieł. To kobieta piękna, skromna i piekielnie utalentowana, która na swój sukces pracowała latami. I choć jest jeszcze młoda, bo ma niecałe 31 lat, to już zdążyła osiągnąć status diwy. Moim zdaniem słusznie. Mam na myśli oczywiście Beyoncé Knowles. Dzisiaj postaram się przybliżyć Wam jej najnowsze wydawnictwo „4”.



Liczba ta została użyta nieprzypadkowo: piosenkarka urodziła się 4. września, jej mąż 4. grudnia, a pobrali się 4. kwietnia  i w końcu: to jej czwarty album solowy. O tym jak fani bardzo wyczekiwali na to nowe dzieło, świadczy fakt, że już na trzy tygodnie przed jego premierą cały album wyciekł do internetu i rozprzestrzenił się w błyskawicznym tempie. Praca nad materiałem na najnowszą płytę trwała od wiosny 2010 roku do wiosny 2011 i zaowocowała nagraniem 72 utworów, z których na płytę trafiło ostatecznie 12. To wskazuje jak niezwykle płodną i kreatywną artystką jest Beyoncé Knowles.

Singlem promującym płytę był „Run The World (Girls)” - drapieżne połączenie agresywnego hip-hopu i rytmicznego popu połączonego z R&B. Gdy za pierwszym razem usłyszałam tę piosenkę, przyznam szczerze: nie zachwyciła mnie. Była dla mnie raczej słaba jak na pierwszy singiel. Dużo dobrego dla jego promocji zrobił teledysk, którego choreografia była oparta na tańcu mozambickiej grupy Tofo Tofo. I właściwie to klip przekonał mnie do tej piosenki, choć potwierdzam, że nuta jest dość chwytliwa. Bardzo w stylu Beyoncé jest drugi singiel „Best Thing I Never Had”. To ballada przypominająca tematem i stylem: „Irreplaceable” oraz „If I Were a Boy”. Łączy w charakterystyczny sposób pop i R&B. Na płycie sporo jest innych wolniejszych kawałków: „1+1”, „I Miss You”, „Rather Die Young” (ten ostatni brzmi trochę jak ze ścieżki dźwiękowej do „Bodyguarda”) i niczym się nie wyróżnią spośród setek innych ballad. Jednak moim numerem jeden jest „Countdown” - eksperymentalny, ale bardzo udany, rytmiczny, żywiołowy utwór łączący m.in. dancehall i funky (miodzio!). Wersja deluxe zawiera dodatkowo 3 nowe utwory i 3 remixy „Run The World”. Wśród tych dodatków na uwagę zasługuje jedynie „Lay Up Under Me”, gdzie rytmy disco lat 70. współgrają z nowoczesnością.

Na „4” usłyszeć możemy wiele inspiracji, wśród których sama Knowles wymieniła The Jackson 5, Prince`a czy Lauryn Hill (znana z The Fugees). Mimo to odnoszę wrażenie, że płyta nie dorasta do rangi swoich poprzedników. Aż trudno uwierzyć, że wśród 72 piosenek znaleziono tylko 12 (dla wersji rozszerzonej 15), które nadawałyby się na płytę i to takich, które niekoniecznie się na nią nadają. Wciąż jestem pod ogromnym wrażeniem zdolności wokalistki i chwali jej się eksperymentowanie z różnymi stylami oraz inspiracje ikonami muzyki, ale chyba jeszcze musi nad tym popracować. Dla mnie ten album jest szczególnie słaby pod względem możliwości, jakimi dysponuje Bee.

Łajza

wtorek, 10 stycznia 2012

Wykaz filmów zakazanych – cz. IV „Anna i Król” (1999)

Czy możliwe jest, aby u progu XXI w., w cywilizowanym świecie, rząd wtrącał się w sprawy cenzury i niedopuszczenia do tego aby film wyświetlano w kinach? Otóż okazuje się że tak. Przykład takiego zachowania mogliśmy obserwować w Tajlandii. Co przeszkadzało władzom w „Annie i Królu”?




Film opowiada o wydarzeniu mającym miejsce w roku 1862 w Bangkoku. Wtedy to syjoński król zatrudnił Brytyjkę, której zadaniem było nauczanie dzieci władcy. Początkowo nic w tym dziwnego, zaskakujący może być natomiast fakt, że potomków królewskich było blisko 60… Oczywiście nie pochodziły one z jednej matki (Mongkut posiadał odpowiednią – jak na króla – liczbę żon i nałożnic). Produkcja przedstawia zderzenie dwóch różnych kultur i tradycji. Z jednej strony widzimy posłusznych we wszystkim swojemu władcy Syjończyków, którzy na widok monarchy padają na kolana i biją czołem. Z drugiej, nieustępliwą, silną kobietę, niemającą zamiaru poddać się, czasami brutalnym, obyczajom.
Rok więzienia, wysoka grzywna lub i jedno i drugie groziło obywatelowi Tajlandii za sprzedawanie, posiadanie lub wyświetlanie kopii tegoż filmu. Dlaczego? Otóż komisja cenzorska uznała że realizatorzy „Anny i Króla” obrazili rodzinę królewską poprzez prześmiewcze i nierzetelne przedstawienie ukochanego monarchy. Kontrowersje wzbudziła np. scena w której to rozzłoszczony Mongkut, zrzuca z podestu koronę. Władze uznały, że jest to fragment „skrajnie nie do przyjęcia, ponieważ ukazuje króla pastwiącego się nad symbolem swojej władzy”.
Co ciekawe, na specjalnym pokazie, „Annę i Króla” obejrzała rodzina królewska. Uznali oni jednak, że oprócz nierzetelności historycznej, nie mają filmowi nic do zarzucenia.


 
 
Monika Lorek


                                     

niedziela, 8 stycznia 2012

Powrót do dzieciństwa

Stało się! 6 stycznia (piątek), godzina 20.20- wszyscy pamiętają tę datę i godzinę. W TVP1 wyemitowano „Króla Lwa”. Film animowany z 1994 roku obejrzeli wszyscy, a jak nie wszyscy to większość. I właśnie dla tej większości postanowiłam zająć się przysmakami naszych bajkowych bohaterów.

Ratatouille (2007) to film o szczurze Remy, który marzy o karierze kulinarnej w Paryżu. Gryzoń w kuchni to kiepskie połączenie, ale okazuje się, że wszystko jest możliwe…
Przepis na ratatouille
Lista zakupów: cukinia, cebula, 2 pomidory, papryka, bakłażan, ząbek czosnku, oliwa, zioła prowansalskie, sól i pieprz
Do roboty: Bakłażana pokroić w plastry, posolić i odstawić na 20 minut, aby stracił gorycz (później opłukać i osuszyć). Cukinię i bakłażana pokroić w kostkę, paprykę- w paski, cebulę- w plastry. Pomidory sparzyć, obrać ze skórki i pokroić w ćwiartki lub ósemki. Czosnek przecisnąć przez praskę. Na patelni rozgrzać oliwę. Najpierw zrumienić bakłażany i przerzucić do większego garnka. Na tej samej patelni (bez mycia) zarumienić wszystkie składniki po kolei (poza czosnkiem)- pomidory muszą być ostatnie. Gdy wszystkie warzywa są w garnku dodajemy czosnek, przyprawy, zioła i chwilę dusimy.

– Powiedz, Puchatku – rzekł wreszcie Prosiaczek – co ty mówisz, jak się budzisz z samego rana?
 – Mówię: „Co też dziś będzie na śniadanie?” – odpowiedział Puchatek. – A co ty mówisz, Prosiaczku?
 – Ja mówię: „Ciekaw jestem, co się dzisiaj wydarzy ciekawego”.
 Puchatek skinął łebkiem w zamyśleniu.
 – To na jedno wychodzi – powiedział.

 Przepis na ciasteczka miodowe
Lista zakupów: 35 dag miodu, 5 dag cukru, 2 jajka, 2 1/2szklanki mąki, 2 dag sody oczyszczonej, skórka otarta z połowy cytryny,
Do roboty: Utrzeć miód, cukier i żółtka. Dodać sodę rozpuszczoną w niewielkiej ilości letniej wody, otartą skórkę i pianę z ubitych na sztywno białek. Wszystko dobrze wymieszać, dodać tyle mąki by ciasto było dość gęste. Wyrobić, rozwałkować placek na grubość około 1 cm, wykrawać foremką małe kółeczka lub inne kształty. Ciasteczka miodowe układać dość luźno na wysmarowanej masłem i wysypanej tartą bułka blaszce. Piec w średnio nagrzanym piekarniku około 15 minut, aż ciasteczka będą rumiane.

                                Smacznego, Karolina Marciniak

sobota, 7 stycznia 2012

Zwycięzca jest tylko jeden

UWAGA !!! UWAGA !!! WYNIKI ANKIETY FILMOWEJ!!!

Ankieta składała się z 5 kategorii: Superprodukcje, Dramaty, Horrory, Filmy o kobietach, Komedie. W każdej kategorii - 5 produkcji filmowych + Inny.

Do ankiety przystąpiło: 17 kobiet i 13 mężczyzn.

Zwycięzcy  w poszczególnych kategoriach: 
1. Superprodukcje: Avatar
    (7 głosów)
2. Dramaty: Requiem dla snu
    (10 głosów)
3. Horrory: Piła (8 głosów)
4. Filmy o kobietach: Lejdis (8 głosów)
5. Komedie: Kac Vegas (7 głosów)

Ogólny zwycięzca: REQUIEM DLA SNU

Poszczególne kategorie:
A co Wy o tym myślicie?? Jaki Film Waszym zdaniem powinien wygrać? Zapraszam do komentowania :)



Dziękujemy za udział w ankiecie
AM

Morderstwo, taniec i jazz

Chicago to jedna z najwspanialszych produkcji musicalowych. Dwie kobiety oskarżone o morderstwa swych kochanków marzące o wielkiej karierze kabaretowej. Roxie Hart (Renee Zellweger) to nieśmiała kobieta, która pragnie osiągnąć sukces. Jednak po zabiciu kochanka trafia do więzienia, gdzie spotyka swoją idolkę Velmę Kelly(Catherine Zeta- Jones). Sprawy obu pań prowadzi znany adwokat Billy Flynn, w tej roli Richard Gere. Próbuje uczynić z Roxie nową gwiazdę, sprawia, że morderczyni stała się ulubienicą Amerykanów. Zazdrosna Kelly próbuje pokrzyżować jej plany. Między kobietami powstaje rywalizacja. Po zaciętej walce obie decydują się jednak na wspólną karierę. Wtedy też powstała piosenka w ich wykonaniu, której możecie posłuchać poniżej:) W filmie możemy usłyszeć wspaniałą muzykę, która w latach 20. była bardzo popularna. Takie piosenki jak „All That Jazz” czy „Cell Block Tango” to prawdziwe mistrzostwo. Warto także dodać, że układy taneczne są genialne, praca z taką ilością tancerzy nie jest prosta. Wszystko musi współgrać i wszystkie kroki muszą być równe. Gdy będziecie oglądać ten film zwróćcie szczególną uwagę na muzykę i choreografię, bo to one nadają tej produkcji klimat. To jeden z moich ulubionych musicali, który mogłabym oglądać nawet codziennie. Dlatego polecam go wszystkim, zarówno tym, którzy go już widzieli, a w szczególności tym, którzy takiej okazji nie mieli.

Paulina Pająk