Film opowiada o wydarzeniu mającym miejsce w roku 1862 w Bangkoku. Wtedy to syjoński król zatrudnił Brytyjkę, której zadaniem było nauczanie dzieci władcy. Początkowo nic w tym dziwnego, zaskakujący może być natomiast fakt, że potomków królewskich było blisko 60… Oczywiście nie pochodziły one z jednej matki (Mongkut posiadał odpowiednią – jak na króla – liczbę żon i nałożnic). Produkcja przedstawia zderzenie dwóch różnych kultur i tradycji. Z jednej strony widzimy posłusznych we wszystkim swojemu władcy Syjończyków, którzy na widok monarchy padają na kolana i biją czołem. Z drugiej, nieustępliwą, silną kobietę, niemającą zamiaru poddać się, czasami brutalnym, obyczajom.
Rok więzienia, wysoka grzywna lub i jedno i drugie groziło obywatelowi Tajlandii za sprzedawanie, posiadanie lub wyświetlanie kopii tegoż filmu. Dlaczego? Otóż komisja cenzorska uznała że realizatorzy „Anny i Króla” obrazili rodzinę królewską poprzez prześmiewcze i nierzetelne przedstawienie ukochanego monarchy. Kontrowersje wzbudziła np. scena w której to rozzłoszczony Mongkut, zrzuca z podestu koronę. Władze uznały, że jest to fragment „skrajnie nie do przyjęcia, ponieważ ukazuje króla pastwiącego się nad symbolem swojej władzy”.
Co ciekawe, na specjalnym pokazie, „Annę i Króla” obejrzała rodzina królewska. Uznali oni jednak, że oprócz nierzetelności historycznej, nie mają filmowi nic do zarzucenia.
Monika Lorek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz