środa, 11 stycznia 2012

Szczególna liczba, szczególny album

Wbrew pozorom jestem ogromną fanką jej talentu i dzieł. To kobieta piękna, skromna i piekielnie utalentowana, która na swój sukces pracowała latami. I choć jest jeszcze młoda, bo ma niecałe 31 lat, to już zdążyła osiągnąć status diwy. Moim zdaniem słusznie. Mam na myśli oczywiście Beyoncé Knowles. Dzisiaj postaram się przybliżyć Wam jej najnowsze wydawnictwo „4”.



Liczba ta została użyta nieprzypadkowo: piosenkarka urodziła się 4. września, jej mąż 4. grudnia, a pobrali się 4. kwietnia  i w końcu: to jej czwarty album solowy. O tym jak fani bardzo wyczekiwali na to nowe dzieło, świadczy fakt, że już na trzy tygodnie przed jego premierą cały album wyciekł do internetu i rozprzestrzenił się w błyskawicznym tempie. Praca nad materiałem na najnowszą płytę trwała od wiosny 2010 roku do wiosny 2011 i zaowocowała nagraniem 72 utworów, z których na płytę trafiło ostatecznie 12. To wskazuje jak niezwykle płodną i kreatywną artystką jest Beyoncé Knowles.

Singlem promującym płytę był „Run The World (Girls)” - drapieżne połączenie agresywnego hip-hopu i rytmicznego popu połączonego z R&B. Gdy za pierwszym razem usłyszałam tę piosenkę, przyznam szczerze: nie zachwyciła mnie. Była dla mnie raczej słaba jak na pierwszy singiel. Dużo dobrego dla jego promocji zrobił teledysk, którego choreografia była oparta na tańcu mozambickiej grupy Tofo Tofo. I właściwie to klip przekonał mnie do tej piosenki, choć potwierdzam, że nuta jest dość chwytliwa. Bardzo w stylu Beyoncé jest drugi singiel „Best Thing I Never Had”. To ballada przypominająca tematem i stylem: „Irreplaceable” oraz „If I Were a Boy”. Łączy w charakterystyczny sposób pop i R&B. Na płycie sporo jest innych wolniejszych kawałków: „1+1”, „I Miss You”, „Rather Die Young” (ten ostatni brzmi trochę jak ze ścieżki dźwiękowej do „Bodyguarda”) i niczym się nie wyróżnią spośród setek innych ballad. Jednak moim numerem jeden jest „Countdown” - eksperymentalny, ale bardzo udany, rytmiczny, żywiołowy utwór łączący m.in. dancehall i funky (miodzio!). Wersja deluxe zawiera dodatkowo 3 nowe utwory i 3 remixy „Run The World”. Wśród tych dodatków na uwagę zasługuje jedynie „Lay Up Under Me”, gdzie rytmy disco lat 70. współgrają z nowoczesnością.

Na „4” usłyszeć możemy wiele inspiracji, wśród których sama Knowles wymieniła The Jackson 5, Prince`a czy Lauryn Hill (znana z The Fugees). Mimo to odnoszę wrażenie, że płyta nie dorasta do rangi swoich poprzedników. Aż trudno uwierzyć, że wśród 72 piosenek znaleziono tylko 12 (dla wersji rozszerzonej 15), które nadawałyby się na płytę i to takich, które niekoniecznie się na nią nadają. Wciąż jestem pod ogromnym wrażeniem zdolności wokalistki i chwali jej się eksperymentowanie z różnymi stylami oraz inspiracje ikonami muzyki, ale chyba jeszcze musi nad tym popracować. Dla mnie ten album jest szczególnie słaby pod względem możliwości, jakimi dysponuje Bee.

Łajza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz